Wiem, jak to brzmi: „Newslettery nie działają”.
A przecież każda agencja marketingowa, każdy kurs o komunikacji online i każdy handlowiec powtarzają jak mantrę: „E-mail to kanał o najwyższym zwrocie z inwestycji”. I to jest prawda. Statystycznie.
Ale ja nie pracuję statystycznie.
Pracuję z realnymi ludźmi, z realną treścią, w realnym świecie.
I z tej perspektywy – mimo dobrych tytułów, staranności w treści i spójnego stylu – widzę, że efekt newsletterów jest coraz bardziej marginalny.
Dlaczego?
Moje obserwacje z czerwca
W czerwcu wysłałam kilka przemyślanych kampanii:
zaproszenia na wydarzenia, premierę książki, ofertę szkoleniową.
Wszystko pięknie zaprojektowane, z dobrym copy, zgodne z moją strategią.
Efekt?
– Otwarcia w granicach 18–22%.
– Kliknięcia – pojedyncze.
– Konwersje? Znikome.
– Za to: odpowiedzi na maile indywidualne – pełne zainteresowanie.
– Rozmowy po wydarzeniach, telefon, LinkedIn – konkretne działania.
Wniosek: newsletter nie buduje dziś relacji, on ją tylko uzupełnia.
Jeśli nie jesteś już w głowie i sercu odbiorcy – mail ląduje w koszu lub ciszy.
Co mówią dane?
Nie opieram się tylko na intuicji. Przyjrzałam się raportom branżowym:
- Średni open rate w 2025 roku to ok. 21–37% – zależnie od branży i kraju (źr. beehiiv).
- CTR (czyli kliknięcia) to zaledwie 2–4%.
- Skuteczne konwersje – często poniżej 0,1%.
A przecież Apple Mail Privacy Protection i inne blokady śledzenia powodują, że te dane są dziś mocno niedoszacowane lub zupełnie niewiarygodne.
W skrócie: otwarcie maila nie oznacza, że ktoś przeczytał, zapamiętał, a tym bardziej – kliknął i kupił.
Ale dlaczego właściwie to nie działa?
1. Brak segmentacji – jedna wiadomość do wszystkich to dziś za mało. Jeśli nie mówisz „do mnie”, nie mówisz wcale.
2. Brak osobistego tonu – suchy język, automatyczny podpis, brak emocji.
3. Niedopasowany czas wysyłki – poniedziałek o 8:00 to nie to samo, co sobota przy kawie.
4. Zmęczenie formatem – ludzie mają przesyt. Czasem wystarczy im jedno zdanie, nie pięć akapitów.
5. Brak „zaczepki” – nie ma powodu, by kliknąć.
Co działa u mnie?
Mogę to powiedzieć z pełnym przekonaniem – działają ludzie, nie systemy.
✔️ Mail napisany odręcznie, z emocją i konkretem – odpowiadają.
✔️ Spotkanie na żywo lub online, podczas którego jestem obecna całą sobą – zostaje w pamięci.
✔️ Szkolenie lub wydarzenie, na którym coś się zadziało – skutkuje kolejnym krokiem.
✔️ LinkedIn, gdy ktoś mnie zna – działa. Gdy nie zna – potrzebuje więcej punktów styku.
Newsletter?
Tak, ale tylko jako przypomnienie, nie jako główny kanał wpływu.
Co możesz poprawić już dziś?
Jeśli prowadzisz newsletter – nie rezygnuj. Ale zmień podejście.
🔹 Po pierwsze: segmentuj.
Kto czyta Twoje treści? Kobieta przedsiębiorczyni? Samorządowiec? Lider HR? Mów do każdego inaczej.
🔹 Po drugie: personalizuj.
Nie tylko imię. Odnoś się do tego, co było wcześniej. Do historii. Do wspólnego momentu.
🔹 Po trzecie: mierz realne efekty.
Nie open rate, ale:
– kto kliknął,
– kto napisał z pytaniem,
– kto pojawił się na spotkaniu,
– kto wspomniał, że „czytał”.
🔹 Po czwarte: daj wartość, a nie ofertę.
Nie sprzedawaj. Inspiruj. Opowiadaj. Tłumacz. Podnoś poziom refleksji.
A u mnie? Nowy rytuał – sobota rano
Dlatego zaczynam coś nowego:
„Plan. Działanie. Sukces.”
To mój osobisty, sobotni cykl – o tym, jak działam z planem, co przynosi efekty, co okazuje się złudzeniem.
Będzie o strategii, skuteczności, kulisach mojej pracy.
Bez lukru. Bez filtra.
Do przeczytania przy kawie.
📌 Na koniec
Newsletter to tylko narzędzie. Nie cel.
Relacje buduje się słowem, tonem, intencją.
Nie każdy przeczyta. Ale jeśli ktoś przeczyta i zostanie – to znaczy, że było warto.